borderline

środa, 13 listopada 2019

Życie

Piszę pod wpływem chwili dzisiejszych wydarzeń. Z całego dnia. Pod wpływem dnia wczorajszego i jego wpływu na moje emocje. Emocje dziecka połączone z potrzebami i marzeniami dorosłej kobiety. Skrzywdzonej przez  nadmiar życia istoty, która chce żyć jak każdy inny każda inna kobieta, która z naturalnością ma to, czego ja nie mogę mieć pomimo wypruwania sobie flaków, żeby się udało, żeby mieć to choć przez chwilę, taką namiastkę spokoju i szczęścia. Nie mam spokoju i szczęścia.

Możliwe, że wpis będzie powalony, ze sprzecznościami, wszystkim.

Czego się nauczyłam przez 26lat?

Przeżyć.

Przeżyć to nie żyć. Umiem, i taka jestem, choć się tego brzydzę, wykorzystać. Zmanipulować. Brać. Spełniać swoje potrzeby. Swoje braki. Swoje swoje swoje. Robić wszystko, by się nie bać. Mieć poczucie bezpieczeństwa, stabilności, związku, przyjaźni, znajomości, rodziny. Nie bać się, że mnie zostawi. Mieć każdego pod kontrolą. Tylko mając kontrolę jestem w stanie mieć pewność, że ktoś mnie nie robi w chuja. Pewność, która utrzyma się przez chwilę. Chwilę, która mi pozwala na chwilę się nie bać. Ale potem to wraca. Nie każdego kontroluję, mam też prawdziwych przyjaciół, prawdziwych znajomych. Ale mimo wszystko nie wiedzą o mnie wielu rzeczy. Teraz staram się, by wiedzieli.

Dlatego lubię dużo wiedzieć. Lubię mieć wokół sieć informatorów. Zrobiłam wokół siebie siatkę wywiadowczą. Dosłownie. Moi znajomi się nie znają między sobą, znam pojedyncze osoby i grupy ludzi. Którzy zawsze są między sobą jakoś podzieleni. Będąc w miejscu A wiem co dzieje się w miejscu B. Zawsze ktoś mi coś powie. Zawsze wykorzystam zależność. Mój osobisty urok, urodę, inteligencję, wspólne sprawy, interesy, przysługi, empatię, czyjeś potrzeby.

Umiem przeżyć. Chcę umieć żyć. Czy będę umieć żyć?

Chcę być prawdziwa, zawsze taka sama. Kiedyś ktoś powiedział jedno zdanie: "Ciebie nikt nie zna". To prawda. Nikt mnie nie zna. Nikt nie wie jaka jestem. Bo jestem kameleonem, który dostosuje się do osoby, z którą przebywa.

W miłości jest inaczej. Nie umiem się dostosować. Wychodzi mój strach przed samotnością, strach przed odrzuceniem. Robię wszystko żeby do tego nie doszło, ale dochodzi.

Chcę dużo dawać od siebie. Czuć się potrzebna. Kochana. Bezpieczna. I daję, wpycham od siebie wszystko co mogę. Czy to potrzebne czy nie. Ale czy robię to naprawdę dla kogoś? Chyba nie. Choć zawsze tak myślałam. Dziś myślę, że daję komuś coś co sama uważam, że on potrzebuje, pod kątem siebie samej. Nie słucham potrzeb drugiej strony. To ja mam się czuć dobrze ja mam mieć pewność ja mam mieć brak wyrzutów że czegoś nie robię bo przecież robię. Ale robię to dla własnego zaspokojenia potrzeby dawania, a nie słuchając cudzych potrzeb. Chcę się czuć mniej gówniano.

Potem płaczę, bo ktoś odchodzi. Nie wytrzymuje. A ja nie rozumiem dlaczego? Przecież byłam taka dobra.

Nie umiem żyć. Umiem przeżyć, nie umierać, wegetować.

Boję się, że nie nadrobię straconego czasu i nie naprawię już błędów które popełniłam. Nie przywrócę nikomu życia po samobójstwie, nie naprawię swojej  opinii, nie wyciągnę nikogo z nerwicy, depresji, nie zyskam na powrót straconych przyjaciół.

Chcę odzyskać 1 osobę. Po prostu 1 osobę. Dla niej się zmieniam. Dzięki niej zauważyłam, że jesy coś ze mną nie tak że nie funkcjonuje normalnie. Że jestem borderkiem.

Czy uda mi się nadrobić życie?
 Lata straconego czasu, lata traum, lata próbowania nie być bezdomną, bez pracy, bez jakichkolwiek perspektyw.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz